moja Adela :) [Audi 80 B3, 1.8s]
: 18 lip 2009, 18:48
Poznaliśmy się na końcu świata, w jakiejś bliżej niezidentyfikowanej i nawet nieposiadającej nazwy wsi, składającej się głównie z wybojów, starych stodół i mnóstwa zdziczałej fauny i flory. I błota, bo tego wiosennego dnia lało od rana. Na pierwszy rzut oka widać było, że nigdy nie widziała miasta, kosmetyków, benzyny, a asfalt znała tylko z opowieści, leżących obok, resztek skutera.
Stała sobie przy zbitym z blachy falistej baraku i czekała w tym deszczu na księcia z bajki, cała ubłocona, wyobijana i przyrdzewiała. No i przyjechałem, w szortach i trampkach, bo miało być słońce, a oprócz zacinającego deszczu wiało niemiłosiernie. Ja miałem przemoknięte, zabłocone buty, ona brudne, zardzewiałe, stalowe felgi i łyse, zimowe opony, na których tkwiła smutna historia, wypisana obiciami, i wgnieceniami. Wybuch gazu rozpoznałem po wielkiej plamie zwęglonego lakieru, więcej nie chciałem wiedzieć i nie pytałem, szanując jej prywatność. Właściciel skończywszy obiad w swoim obrzydliwie nowobogackim domu, dotarł godzinę później. Patrząc nieprzychylnie spod bereta strzyknął śliną i stwierdził, że to dziadostwo i tak miało iść na żyletki, ale stówę więcej niż się umawialiśmy to trzeba będzie dopłacić, bo wiadomo, trza opić zbyt, po czym zerknął z zainteresowaniem, jak zareaguję na taką bezczelność. Nie zareagowałem. Zapłaciłem w milczeniu i bez dalszych komentarzy ruszyliśmy w drogę powrotną do Krakowa. Mniej więcej w połowie trasy, kiedy chyba dotarło do niej że w końcu wyrwała się od tego złego, niegodziwego i ze wszech miar obrzydliwego człowieka, cóż… Odpadła jej tylna lampa, jak się później okazało przyklejona taśmą izolacyjną.
Na nieszczęście, akurat ta jedna, w której żarówki nie były przepalone.
Przed Krakowem wysiadł prędkościomierz, obrotomierz i wszystkie kontrolki, ale byłem na to przygotowany i rozumiałem – po prostu nadmiar wrażeń.
Dopiero kiedy dojechaliśmy, dotarło do mnie, jak silna musiała być jej wola życia, chęć wyrwania się – po podniesieniu maski, okazało się że całą trasę przejechaliśmy w zasadzie bez płynu w chłodnicy, a pasek rozrządu zgodnie z wszelkimi prawami fizyki, powinien był pęknąć tuż po przekręceniu kluczyka w stacyjce. Jak mogłem nie docenić takiej determinacji?
Po wstępnych oględzinach i zrobieniu co pilniejszych rzeczy, pojechaliśmy z przyjaciółmi do sklepu elektrycznego po diodki do kontrolek. Niestety nie zwróciłem uwagi na koncówki, i trzeba było na parkingu rozkręcić deskę i sprawdzić.
Z zegarami na kolanach, zastało nas dwóch panów policjantów po cywilu. Jeden koszmarnie gruby, w dresie i wąsikiem, drugi też w dresie, za to z włosami na żelu i wyraźnie nadmiernym upodobaniem do siłowni. Wyjątkowo zresztą nieprzyjaźni, pal licho że przystawili nam pistolety do głowy i wywlekli z auta, przeczuwając że pochwała od komendanta jest tuż tuż, kij także z tym ze celowali w nas dobre pół godziny, ale tego że odzywali się w sposób wyjątkowo ordynarny i na dodatek na „Ty” jakoś zapomnieć nie mogę. Generalnie, zanim upewnili się że nie usiłuję ukraść własnego auta, straciliśmy godzinę. Obok stało nowiutkie audi A4 śmiejąc się z nas w głębi ducha.
Wymiana diodek i bezpieczników nie zmieniła zupełnie nic, zatem daliśmy sobie spokój i przyszła pora na poważniejszy przegląd. Pomijając, że po przełączeniu z gazu pierwszy w życiu łyk prawdziwej benzyny był dla niej jak czysty spirytus dla abstynenta – i poskutkował mniej więcej identycznym efektem to zapowiadało się nieźle. Blacha okazała się wbrew pozorom i pierwszemu wrażeniu zdrowa, a zawieszenie w idealnym stanie. Gril… cóż, nie wiedziałem, że przednie reflektory da się przybić gwoździami do plastikowego grilla…, Ale…. Gdyby porządnie ją umyć i usunąć pół tony piasku i zaschniętego błota…
Umyliśmy. Usunęliśmy. Było zdecydowanie lepiej niż można było przypuszczać, a to dawało jakieś światełko. Każdy zasługuje na drugą szansę.
I w ten sposób… zostałem sam, pojechała beze mnie do przyjaciół, na dwa tygodnie w góry.
Na dzień dzisiejszy jest po kompletnym remoncie elektryki, u Pana elektryka który postawił sobie za punkt honoru zrobić wszystko co tylko będzie możliwe.
Po wymianie wszystkich płynów i wymianie rozrządu, po wymianie świec, kabli zapłonowych, lamp i po wymianie mnóstwa innych rzeczy. I… pokochali ją wszyscy, od blacharza poczynając, na lakierniku kończąc. Na razie dostała nową maskę, przednie błotniki i komplet drzwi, czekają Aż przyjdzie pora na lakierowanie (atramentowa czerń, aktualnie ma na sobie cos, co kiedyś zapewne było granatowe) W domu czekają na nią czarne soczewki od b4 i robiony na zamówienie grill z siatką. A tapicer kiedy, ją zobaczył zaofiarował się że obszyje cały środek po kosztach… Jedyną nierozwiązaną kwestią pozostał dźwięk i wybranie odpowiednich felg, ale to kwestia czasu. Ma na imię Adela jest sedanem b3, z silnikiem 1.8s, i ma w sobie coś takiego, że nie mogłem jej zostawić tam, na końcu świata w błocie i deszczu. Coś takiego że każdy kto ją zobaczy, chce przy niej coś zrobić, nie wiem, może to to, ze wyglądając… nie, nie wyglądając w ogóle i niespecjalnie przypominając samochód, za wszelką cenę postanowiła się nie zepsuć?
Jadę po nią w poniedziałek.
Niestety nie ma zdjęć, nie było ich kiedy wykonać, ani czym, a tak naprawdę nikt o tym po prostu nie pomyślał, ale kiedy tylko skończymy, pojedziemy na porządną sesję fotograficzną i wtedy juz dokładnie opiszę co konkretnie zmodyfikowano i dlaczego, a co wyremontowano
Stała sobie przy zbitym z blachy falistej baraku i czekała w tym deszczu na księcia z bajki, cała ubłocona, wyobijana i przyrdzewiała. No i przyjechałem, w szortach i trampkach, bo miało być słońce, a oprócz zacinającego deszczu wiało niemiłosiernie. Ja miałem przemoknięte, zabłocone buty, ona brudne, zardzewiałe, stalowe felgi i łyse, zimowe opony, na których tkwiła smutna historia, wypisana obiciami, i wgnieceniami. Wybuch gazu rozpoznałem po wielkiej plamie zwęglonego lakieru, więcej nie chciałem wiedzieć i nie pytałem, szanując jej prywatność. Właściciel skończywszy obiad w swoim obrzydliwie nowobogackim domu, dotarł godzinę później. Patrząc nieprzychylnie spod bereta strzyknął śliną i stwierdził, że to dziadostwo i tak miało iść na żyletki, ale stówę więcej niż się umawialiśmy to trzeba będzie dopłacić, bo wiadomo, trza opić zbyt, po czym zerknął z zainteresowaniem, jak zareaguję na taką bezczelność. Nie zareagowałem. Zapłaciłem w milczeniu i bez dalszych komentarzy ruszyliśmy w drogę powrotną do Krakowa. Mniej więcej w połowie trasy, kiedy chyba dotarło do niej że w końcu wyrwała się od tego złego, niegodziwego i ze wszech miar obrzydliwego człowieka, cóż… Odpadła jej tylna lampa, jak się później okazało przyklejona taśmą izolacyjną.
Na nieszczęście, akurat ta jedna, w której żarówki nie były przepalone.
Przed Krakowem wysiadł prędkościomierz, obrotomierz i wszystkie kontrolki, ale byłem na to przygotowany i rozumiałem – po prostu nadmiar wrażeń.
Dopiero kiedy dojechaliśmy, dotarło do mnie, jak silna musiała być jej wola życia, chęć wyrwania się – po podniesieniu maski, okazało się że całą trasę przejechaliśmy w zasadzie bez płynu w chłodnicy, a pasek rozrządu zgodnie z wszelkimi prawami fizyki, powinien był pęknąć tuż po przekręceniu kluczyka w stacyjce. Jak mogłem nie docenić takiej determinacji?
Po wstępnych oględzinach i zrobieniu co pilniejszych rzeczy, pojechaliśmy z przyjaciółmi do sklepu elektrycznego po diodki do kontrolek. Niestety nie zwróciłem uwagi na koncówki, i trzeba było na parkingu rozkręcić deskę i sprawdzić.
Z zegarami na kolanach, zastało nas dwóch panów policjantów po cywilu. Jeden koszmarnie gruby, w dresie i wąsikiem, drugi też w dresie, za to z włosami na żelu i wyraźnie nadmiernym upodobaniem do siłowni. Wyjątkowo zresztą nieprzyjaźni, pal licho że przystawili nam pistolety do głowy i wywlekli z auta, przeczuwając że pochwała od komendanta jest tuż tuż, kij także z tym ze celowali w nas dobre pół godziny, ale tego że odzywali się w sposób wyjątkowo ordynarny i na dodatek na „Ty” jakoś zapomnieć nie mogę. Generalnie, zanim upewnili się że nie usiłuję ukraść własnego auta, straciliśmy godzinę. Obok stało nowiutkie audi A4 śmiejąc się z nas w głębi ducha.
Wymiana diodek i bezpieczników nie zmieniła zupełnie nic, zatem daliśmy sobie spokój i przyszła pora na poważniejszy przegląd. Pomijając, że po przełączeniu z gazu pierwszy w życiu łyk prawdziwej benzyny był dla niej jak czysty spirytus dla abstynenta – i poskutkował mniej więcej identycznym efektem to zapowiadało się nieźle. Blacha okazała się wbrew pozorom i pierwszemu wrażeniu zdrowa, a zawieszenie w idealnym stanie. Gril… cóż, nie wiedziałem, że przednie reflektory da się przybić gwoździami do plastikowego grilla…, Ale…. Gdyby porządnie ją umyć i usunąć pół tony piasku i zaschniętego błota…
Umyliśmy. Usunęliśmy. Było zdecydowanie lepiej niż można było przypuszczać, a to dawało jakieś światełko. Każdy zasługuje na drugą szansę.
I w ten sposób… zostałem sam, pojechała beze mnie do przyjaciół, na dwa tygodnie w góry.
Na dzień dzisiejszy jest po kompletnym remoncie elektryki, u Pana elektryka który postawił sobie za punkt honoru zrobić wszystko co tylko będzie możliwe.
Po wymianie wszystkich płynów i wymianie rozrządu, po wymianie świec, kabli zapłonowych, lamp i po wymianie mnóstwa innych rzeczy. I… pokochali ją wszyscy, od blacharza poczynając, na lakierniku kończąc. Na razie dostała nową maskę, przednie błotniki i komplet drzwi, czekają Aż przyjdzie pora na lakierowanie (atramentowa czerń, aktualnie ma na sobie cos, co kiedyś zapewne było granatowe) W domu czekają na nią czarne soczewki od b4 i robiony na zamówienie grill z siatką. A tapicer kiedy, ją zobaczył zaofiarował się że obszyje cały środek po kosztach… Jedyną nierozwiązaną kwestią pozostał dźwięk i wybranie odpowiednich felg, ale to kwestia czasu. Ma na imię Adela jest sedanem b3, z silnikiem 1.8s, i ma w sobie coś takiego, że nie mogłem jej zostawić tam, na końcu świata w błocie i deszczu. Coś takiego że każdy kto ją zobaczy, chce przy niej coś zrobić, nie wiem, może to to, ze wyglądając… nie, nie wyglądając w ogóle i niespecjalnie przypominając samochód, za wszelką cenę postanowiła się nie zepsuć?
Jadę po nią w poniedziałek.
Niestety nie ma zdjęć, nie było ich kiedy wykonać, ani czym, a tak naprawdę nikt o tym po prostu nie pomyślał, ale kiedy tylko skończymy, pojedziemy na porządną sesję fotograficzną i wtedy juz dokładnie opiszę co konkretnie zmodyfikowano i dlaczego, a co wyremontowano