[B4 2.0 ABT] Nie pali na ciepłym silniku
: 15 paź 2009, 00:22
Witam,
proszę o pomoc w zdiagnozowaniu problemu, problem występuje zarówno na benzynie jak i gazie, a objawia sie tak:
Po przejechaniu kilku kilometrów po mieście, zgaszę go i nie mogę ponownie odpalić. Muszę odczekać z pół godziny, godzinę, wtedy pokręcę trochę rozrusznikiem, zacznie zaskakiwać bardzo opornie, w końcu się rozbuja i jest wporządku. Po przejechaniu kilkuset metrów, zwykle, gdy dojeżdżam do skrzyżowania, w okolicy pod kierownicą zaczyna szybko pstrykać jakiś stycznik(?), a silnik sam zwiększa obroty do około 4 000 rpm. ( około, bo nie mam obrotomierza). Nieraz przygazuję jeszcze bardziej i wróci do normalnych obrotów, ale raz zdarzyło się, że musiałem zgasić silnik, bo nie chciał zejść z obrotów. Za każdym razem w takiej sytuacji pojawia się tajemnicze pstrykanie pod kierownicą. Po ponownym zgaszeniu silnika znów nie pali, dopiero po jakiejś godzinie z wielkim bólem zaskakuje, ale jak zaskoczy to chodzi jak gdyby nigdy nic się nie działo.
Pojechałem z tym do mechanika, zgasiłem przy nim i nie zapalił ponownie. Sprawdził i wyczyścił kopułkę, sprawdził iskrę, wszystko w porządku ale nie pali. Zdjął jakąś kostkę z niebieskiego czujnika przy głowicy z lewej strony i ze zdjętą kostką silnik zaskoczył. Założył ponownie kostkę (wyczuwalna była różnica pracy silnika bez i z kostką na czujniku) i kilkukrotnie zapalał i gasił silnik, wszystko było ok. Zasugerował, że trzeba pomyśleć nad zmianą tego czujnika, ale nie był pewien co to za czujnik, chyba coś od sterowania dawką paliwa.
Czy ktoś z Was miał podobny problem i może mi w tym pomóc? Bardzo Was o to proszę, czy to faktycznie wina niebieskiego czujnika, czy może coś innego?
Pozdrawiam i czekam na Wasze opinie.
proszę o pomoc w zdiagnozowaniu problemu, problem występuje zarówno na benzynie jak i gazie, a objawia sie tak:
Po przejechaniu kilku kilometrów po mieście, zgaszę go i nie mogę ponownie odpalić. Muszę odczekać z pół godziny, godzinę, wtedy pokręcę trochę rozrusznikiem, zacznie zaskakiwać bardzo opornie, w końcu się rozbuja i jest wporządku. Po przejechaniu kilkuset metrów, zwykle, gdy dojeżdżam do skrzyżowania, w okolicy pod kierownicą zaczyna szybko pstrykać jakiś stycznik(?), a silnik sam zwiększa obroty do około 4 000 rpm. ( około, bo nie mam obrotomierza). Nieraz przygazuję jeszcze bardziej i wróci do normalnych obrotów, ale raz zdarzyło się, że musiałem zgasić silnik, bo nie chciał zejść z obrotów. Za każdym razem w takiej sytuacji pojawia się tajemnicze pstrykanie pod kierownicą. Po ponownym zgaszeniu silnika znów nie pali, dopiero po jakiejś godzinie z wielkim bólem zaskakuje, ale jak zaskoczy to chodzi jak gdyby nigdy nic się nie działo.
Pojechałem z tym do mechanika, zgasiłem przy nim i nie zapalił ponownie. Sprawdził i wyczyścił kopułkę, sprawdził iskrę, wszystko w porządku ale nie pali. Zdjął jakąś kostkę z niebieskiego czujnika przy głowicy z lewej strony i ze zdjętą kostką silnik zaskoczył. Założył ponownie kostkę (wyczuwalna była różnica pracy silnika bez i z kostką na czujniku) i kilkukrotnie zapalał i gasił silnik, wszystko było ok. Zasugerował, że trzeba pomyśleć nad zmianą tego czujnika, ale nie był pewien co to za czujnik, chyba coś od sterowania dawką paliwa.
Czy ktoś z Was miał podobny problem i może mi w tym pomóc? Bardzo Was o to proszę, czy to faktycznie wina niebieskiego czujnika, czy może coś innego?
Pozdrawiam i czekam na Wasze opinie.