[B3 1.6] Komedia roku czyli zamarzł mi olej w silniku
: 30 sty 2012, 15:40
Witajcie!
Wczoraj po 3-dniowym postoju postanowiłem "przepalić" autko, mróz ok -10-15, ale zaskoczyło od razu po pierwszym przekręceniu wału. Pracuje ładnie, trochę klekocze, nie przestaje, za chwilę pali się lampka oleju. Pochodził jeszcze chwilę, zgasiłem.
Otwieram maske, "bagnet w dłoń", ponad połowa miarki. Odpalam jeszcze raz, dalej klekocze. Olej nie dochodzi? Kontrolka się świeci. Gasze, znów maska w górę (jak rytuał już), otwieram wlew oleju a tam dużo tego żółtego masła z oleju. Chwilkę poczekałem, przekręcam kluczyk a silnik bardzo ciężko obrócił, potem juz normalnie i odpalił znów bez problemu. Parę sekund potrzymałem go i zgasiłem. Kontrolka mi nie zgasła ani na moment.
A dodam że nigdy nie było problemu żadnego z pompą oleju.
Przechodzę do Meritum...
Wymieniałem olej w silniku, sprzedawca zachwalał tańszy (56zł/5l) jakiegoś półsyntetyka - nazwy nie pamietam - bańka leży w garażu - więc wziąłem. Nie było problemu. Do pierwszego większego mrozu. Dziś podnoszę maskę - zaznaczam że dalej mróz wiec nie próbowalem odpalać i katować silnika - patrze pod korek oleju, a te żółte masło z oleju twarde jak kamień. Podejrzewam że ładnie ścięło to w całej komorze klawiatury. Na bagnecie płynny normalnie ale jakis taki... brzydką ma barwe - wydaje mi się jakby on absorbował parę ze spalania (przedmuchy ze skrzyni korbowej które są kierowane do odmy) i na mrozach twardnieje miejscami.
A brak smarowania to pewnie jakis "korek" z oleju w pompie czy w misce w miejscu gdzie pompa zasysa olej.
Wnioski - słów brak!!!! Miałem ponad 20-letniego Forda-staruszka, nigdy takie coś sie nie zdarzyło, Audi ujeżdżam 7-my rok już, nigdy takich jaj w zime nie miałem z olejem, więc przestrzegam - kupujcie markowe oleje i nie słuchajcie ichnych sprzedawców z motoryzacyjnych bo może was spotkać taki "zimowy kwiatek" jak i mnie.
Autko mi póki co nie jest niezbędne, czekam do odwilży bo nie mam raczej innego wyjścia, może mi coś podpowiecie? Jakiś pomysł? Boję się że mogłem zatrzeć silnik - moze nie tyle zatrzeć to spowodować zapieczenie sie elementów w tym zamarzniętym żółtym maśle, czyli zaworów, popychaczy itp. Witki mi opadają, nie wiem co będzie. Strach odpalać jak mróz przejdzie. Zawsze mogę rozpalić ognisko pod miską olejową jak to się robiło w ruskich ciągnikach na mrozie, ale średnio mam na to ochotę
Nazwę oleju wkleję jak przejdę się do warsztatu po bańkę i dodam "na rozruch po odwilży" resztkę z bańki na klawiaturę co by na samo powietrze się nie smarowało.
pozdrawiam!
Wczoraj po 3-dniowym postoju postanowiłem "przepalić" autko, mróz ok -10-15, ale zaskoczyło od razu po pierwszym przekręceniu wału. Pracuje ładnie, trochę klekocze, nie przestaje, za chwilę pali się lampka oleju. Pochodził jeszcze chwilę, zgasiłem.
Otwieram maske, "bagnet w dłoń", ponad połowa miarki. Odpalam jeszcze raz, dalej klekocze. Olej nie dochodzi? Kontrolka się świeci. Gasze, znów maska w górę (jak rytuał już), otwieram wlew oleju a tam dużo tego żółtego masła z oleju. Chwilkę poczekałem, przekręcam kluczyk a silnik bardzo ciężko obrócił, potem juz normalnie i odpalił znów bez problemu. Parę sekund potrzymałem go i zgasiłem. Kontrolka mi nie zgasła ani na moment.
A dodam że nigdy nie było problemu żadnego z pompą oleju.
Przechodzę do Meritum...
Wymieniałem olej w silniku, sprzedawca zachwalał tańszy (56zł/5l) jakiegoś półsyntetyka - nazwy nie pamietam - bańka leży w garażu - więc wziąłem. Nie było problemu. Do pierwszego większego mrozu. Dziś podnoszę maskę - zaznaczam że dalej mróz wiec nie próbowalem odpalać i katować silnika - patrze pod korek oleju, a te żółte masło z oleju twarde jak kamień. Podejrzewam że ładnie ścięło to w całej komorze klawiatury. Na bagnecie płynny normalnie ale jakis taki... brzydką ma barwe - wydaje mi się jakby on absorbował parę ze spalania (przedmuchy ze skrzyni korbowej które są kierowane do odmy) i na mrozach twardnieje miejscami.
A brak smarowania to pewnie jakis "korek" z oleju w pompie czy w misce w miejscu gdzie pompa zasysa olej.
Wnioski - słów brak!!!! Miałem ponad 20-letniego Forda-staruszka, nigdy takie coś sie nie zdarzyło, Audi ujeżdżam 7-my rok już, nigdy takich jaj w zime nie miałem z olejem, więc przestrzegam - kupujcie markowe oleje i nie słuchajcie ichnych sprzedawców z motoryzacyjnych bo może was spotkać taki "zimowy kwiatek" jak i mnie.
Autko mi póki co nie jest niezbędne, czekam do odwilży bo nie mam raczej innego wyjścia, może mi coś podpowiecie? Jakiś pomysł? Boję się że mogłem zatrzeć silnik - moze nie tyle zatrzeć to spowodować zapieczenie sie elementów w tym zamarzniętym żółtym maśle, czyli zaworów, popychaczy itp. Witki mi opadają, nie wiem co będzie. Strach odpalać jak mróz przejdzie. Zawsze mogę rozpalić ognisko pod miską olejową jak to się robiło w ruskich ciągnikach na mrozie, ale średnio mam na to ochotę
Nazwę oleju wkleję jak przejdę się do warsztatu po bańkę i dodam "na rozruch po odwilży" resztkę z bańki na klawiaturę co by na samo powietrze się nie smarowało.
pozdrawiam!