Od kilku tyś km miałem klekot, zależny od obciążenia silnika i stało się, nagle silnik stracił moc i zaczął chodzić jak ursus. Po rozebraniu silnika znalazłem jedną panewkę korbową w czterech częściach, cienką jak żyletka. Nie robiłem wcześniej, choć martwiło mnie to bardzo bo albo pieniędzy brak, albo czasu itp - jestem studentem. Cała góra silnika jest ok. Ile może wynieść mnie szlif wału i czy można robić szlif na jednym tylko czopie(pozostałe panewki są nienaruszone)? Dodam, że koszty rozłożenia i złożenia wszystkiego do kupy odpadają, wszystko robimy sami w stodółce przy sponsoringu browaru wielkopolskiego
Czy komuś zdarzyło się coś podobnego?
Piszę bo mam dylemat która z wymienionych opcji będzie bardziej opłacalna.
Nie sądzę że w takiej sytuacji wał mógł nie ucierpieć
							











