Witam. Piszę w sprawie akumulatora w aucie mojej Lubej Przyszły mrozy -10 i palił nawet po 3 dniach postoju. Po tym okresie moja Pani wybrała się na przejażdżkę Tigrą (około 10 km) i zostawiła auto na parkingu na noc. Następnego dnia wsiadając do autka przekręciła kluczyk i cisza. Pierwsze co pomyślałem to,że zostawiła auto na światłach itp. Ale nie. Akumulator przy -15 C rozładował się do cna w przeciągu kilkunastu godzin. Padł mi prostownik więc postanowiłem odpalić na kable. Autka połączyłem i zostawiłem tak na 10 minut. Potem Tigra zagadała i chodziła na jałowym przez dobre 20-25 min. ( godzina 18:20) Sądziłem,że mój zabieg załatwi sprawę,ale okazało się że z rana (godzina 11 z minutami) Wsiadam do Tigry i zapalają się kontrolki - gasną i rozrusznik milczy.
Teraz pytanie. Czy to wina czasu ładowania, czy może akumulatora? W sensie,że już należałoby go zmienić. Chwilowo nie mam dostępu do prostownika więc dumam. A na nowy aku wykładać kaski mi się nie uśmiecha.
Prosze o poradę co powinienem sprawdzić,aby wykluczyć zużycie aku?
Pozdrawiam.