
Dalsza podróż zakończyła się tak:

Jechałem pod górkę gdzieś 160 km/h i auto zbierało się bez problemu nawet jak docisnąłem jeszcze gaz w podłogę. Nie dymiło, nie dławiło, szło jak torpeda. Problemy zaczęły przy podczas jazdy z górki. Zdjąłem nogę z gazu, jak już zaczął zwalniać lekko dodałem i było czuć, że ciągnie do przodu. Po czasie znowu zdjąłem z gazu a jak po chwili wcisnąłem to nie było reakcji i dopiero po kilku sekundach poszedł dalej. Zrobiłem może 5 km na podobnych objawach, autko cały czas dobrze przyspieszało i miało kopa i zgasł całkiem. Zaświeciły się kontrolki braku ładowania (tak samo jakby zgasło przy ruszaniu). Na pasie awaryjnym próbowałem go kręcić ale bez skutku. Kontrolka "check" gaśnie po kilku sekundach, po przekręceniu stacyjki w trybie zapłon.
Czy jest to możliwe, żeby to pompa wtryskowa tak po prostu się rozleciała ?
Dodam, że nigdy nie miałem problemu z odpalaniem, paliło praktycznie "na dotyk".
Podejrzewałem uszkodzenie zaworu N109, jednak po podaniu 12V bezpośrednio na niego słychać charakterystyczne stuknięcie, czyli zawór działa. Na razie bardziej się nie zagłębiałem bo czekam za VAGiem, kolega ma z Polski przywieźć kabelek.
Czy takim objawem, może też być zasyfiony nastawnik ?
Korci mnie to kurde rozebrać :evil: ale nie wiem czy nie lepiej przed tym zabiegiem było by zVAGować co tak naprawdę nawaliło.
Pozdrawiam!