Post
autor: sebtul » 02 paź 2018, 12:11
Piszę tutaj, gdyż chciałbym aby była ciągłość dotycząca mojego autka. Jeżeli moderator stwierdzi, że jednak chce oddzielić temat i przenieść w inne miejsce, to trudno, jakoś się z tym pogodzę.
Za niespełna dwa tygodnie, będzie 11 lat, jak autko jest u mnie. AUDI 80 AVANT 2.0E ABK. Czysta benzyna, nigdy nie miał gazu. Wypuszczony z fabryki listopad 1994, pierwsza rejestracja styczeń 1995 r. Auto kupiłem w Niemczech za 2000 euro, co na ówczesny czas, dało około 6500 zł. Jest to mój pierwszy samochód. Nigdy u mnie w domu nie było samochodu. Nie znam się w ogóle na samochodach. Samochodu używam tylko jako laik - amator do przemieszczenia się z punktu A do punktu B. Przez te 11 lat zrobiłem około 119 000 km, z czego 40% to trasa, a 60% to pola, łąki i lasy (taka praca).
Zaraz po sprowadzeniu do Polski, auto paliło bardzo dużo. Usterkę zdiagnozował i osobiście naprawił czarekj z tego forum. Czarek bardzo serdecznie dziękuję. Do tej pory pamiętam Twoją pomoc. Opisane jest to wcześniej, w tym temacie. Na trzeci dzień, po sprowadzeniu, żona podczas parkowania, skasowała przód (wymiana zderzaka, chłodnicy silnika i chłodnicy klimy). Po pierwszych dwóch latach u mnie (czas kiedy tak naprawdę nauczyłem się jeździć), jesienią 2009 r. zrobiony był kapitalny remont silnika. Silnik nigdy mnie nie zawiódł. Do maja br. nie brał w ogóle oleju. W styczniu 2010 r., w przeciągu jednego miesiąca, trzy razy wjechano mi w doopę. Raz dość poważnie, do tego stopnia, że ubezpieczyciel chciał zrobić szkodę całkowitą. Jesienią 2014 r., żona podczas parkowania, skasowała sąsiadowi przód omegi, u mnie było tylko kilka rys na zderzaku. Jesienią 2015 r. żona przytarła prawy przód o znak drogowy. Pęknięcie zderzaka i małe wgniecenie z zarysowaniem na prawym przednim błotniku. Do tej pory tego nie zrobiłem. W lipcu 2017 r. ktoś mnie przytarł na parkingu przed sklepem. Wyrwał dolną listwę tylnych drzwi, która wysuwając się wyrwała listwę z przednich drzwi. Innych usterek mechanicznych nie było. Przez te 11 lat, dwukrotnie robiłem zawieszenie, wymieniłem nagrzewnicę i we wrześniu 2016 r. wymieniłem akumulator. I teraz uwaga, poprzedni akumulator chodził od marca 2001 r. Więc 15,5 roku to chyba dobry wynik. W 2013 r. przepalił się katalizator, więc został wycięty i wstawiony zamiennik. Trzykrotnie robiłem rozrząd, (ostatnio w lipcu br.). Poza tym, wymieniłem silniczek krokowy, zbiornik na płyn do chłodnicy, kilka wężyków, dwukrotnie amortyzatory (ostatnio w sierpniu br.), pompę centralnego, wężyki hamulcowe przy obu przednich kołach i kilka innych drobiazgów. Nie robiłem ,żadnych modyfikacji poza podniesieniem zawieszenia. Z przodu podniosłem o 7 cm, z tyłu podniosłem o 9 cm. Staram się dbać o auto i wymieniać i naprawiać wszystko na bieżąco. Zaniedbałem jedynie rzeczy, które nie wpływają na bezpieczeństwo i komfort jazdy. Czyli np. wygląd karoserii, podbitkę przypiąłem na pinezki itp. Jeżeli wszystko dobrze sobie ponotowałem, to wszelkie naprawy i eksploatacja, przez te 11 lat, wyniosły mnie 13 210 zł. Wliczając w to, zakup opon, wymianę filtrów i oleju, klocki, tarcze, gumy na wahaczach. Nie licząc napraw z OC i AC. Myślę, że kwota, którą włożyłem, nie jest duża. Nie mam haka i raczej nigdy auta nie katowałem wożeniem cegieł, cementu czy gruzu. Jednak z 3-4 razy w roku, jadąc na wystawy akwarystyczne, potrafię zapakować do niego pół tony.
Jeżeli kogoś zanudziłem tym opisem to przepraszam. Ale chciałem, jak najwierniej przedstawić swoje auto. Teraz sedno sprawy. W maju br. silnik zaczął brać olej. Na początku było to około 0,5l na 1000 km, we wrześniu wziął już 1l na 1000 km, po czym zrobiłem 600 km i nie dolałem ani kropli. Przyznaję, że mam ciężką nogę i zdarza się pociągnąć te 160-170km/h. Trzy tygodnie temu, około 10h jazdy z przerwą tylko na posiłek i toaletę, pierwszy raz się zdarzyło, że cały tunel, wraz z drążkiem zmiany biegów był bardzo gorący. Nigdy więcej czegoś takiego nie było, mimo, że po tym zdarzeniu, dwukrotnie już jechałem przez kilka godzin nonstop. Za każdym razem wszystko było zimne. Dziś pierwszy raz w życiu, widziałem swoje autko od spodu. Wszystko jest zdrowe, jedynie na przewodach paliwowych widać ślady korozji. Kilka gum do wymiany i lewa końcówka drążka kierownicy (jeżeli będę robił to zrobię obie strony).
Z jednej strony korci mnie aby zmienić samochód. Zawsze to coś nowego, a jaki facet nie lubi zabawek. Z drugiej strony moje autko to czołg. Mam wrażenie, że niezniszczalny. Dlatego mam kilka pytań.
1. Czy mam się przejmować gorącym tunelem? Było tak tylko raz. Około 10h jazdy praktycznie bez przerwy, z czego połowa przy prędkości około 160km/h.
2. Czy zrobić kapitalny remont silnika i ponownie wymienić katalizator? Dwóch niezależnych mechaników utrzymuje, że włożę 3000 - 5000 zł i pojeżdżę kolejne 10 lat.
3. Czy jest możliwe przełożenie do mojego samochodu mocniejszego silnika? Czy jest to często praktykowane? Ile może kosztować taka przekładka? Przypuszczam, że mocniejszy silnik to jego większa waga, a co za tym idzie, czy inne części samochodu, wytrzymają takie przeróbki?
EDIT:
Na liczniku, auto ma 297 000 km. Jednak 11 lat temu, Czarek mówił, iż przepuszcza, że licznik mógł być cofnięty. Dlatego myślę, że można uważać, że silnik ma zrobione jakieś 397 000 km.
Ostatnio zmieniony 02 paź 2018, 16:33 przez
sebtul, łącznie zmieniany 1 raz.