Opiszę cały mój problem jak było:
Jechałem w trasę 100 km. Po 70 km był korek, coś zaczęło śmierdzieć, jakby zgniłymi jajami :-| Myślałem, że to z zewnątrz i jechałem dalej. Dojechałem na miejsce, otwieram maskę, a akumulator spuchł i z niego paruje

Potem jak ostygło całkiem, włączałem zapłon to kontrolka od świec się nie zapalała, więc wiem, że coś jest popalone. W sumie to jak go zgasiłem, to z radia poszedł dym...
Co jest grane? Przeładowany aku, za duże napięcie poszło na instalację?
Co do świec, myślę, że spalił się przekaźnik świec żarowych.
Auto stoi 30 km od domu i tam pewnie na miejscu zostanie zaprowadzone do elektryka, ale mimo wszystko chcę się dowiedzieć, o co chodzi.
A jeszcze ostatnie pytanie: kilka dni wcześniej auto miało poważne problemy zapalić przy +5*C. Myślę, że już wcześniej coś było nie tak z grzaniem świec, co to może być?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi.