Problem zaczął się wczoraj. Auto rano zapaliło bez problemów. Koło południa też. wieczorem, po kilku godzinach postoju - kicha. Chełtałem i chełtałem rozrusznikiem - wreszcie złapało i, co ciekawe, zapaliło z wielkim rykiem. następnie obroty wróciły do normy. Przejechałem się kawałek żeby sprawdzić czy go nie muli albo nie przerywa - nic. Jechało jak zwykle.
Dziś rano próbuję - nic. Rozrusznik kręci, auto nie pali. Paliwo było tankowane na Lotosie jakiś czas temu i wyjeżdżone ponad pół baku bez dolewek (przy tankowaniu kapnąłem 50ml uszlachetniacza, ot tak na wszelki...). Bąbli powietrza nie ma.
Przy próbie odpalenia z rur szedł siwy dym (dosłownie - gęsty biały dym). Z rur nic nie kapie.
I ostatnie, być może najważniejsze: olej sprawdzałem jakieś 2 tyg temu - było tyle co zawsze - w normie pomiarowej

A dziś rano - szok. Dolna kreska na bagnecie. Dekiel u góry jakiś taki zaśliniony i chyba od spodu wkoło też. Na górnym deklu, tam gdzie wlew oleju są jakieś dwa "cycki" plastikowe. Z tego co pamiętam, a czasem pod maskę zaglądam, to było tam suchutko, a teraz tłuste i oślinione jak choroba. Silnik był zawsze suchy i czysty jak łza.
Proszę o odpowiedź co mogło zdechnąć? Czy ubytek oleju świadczy o czymś konkretnie czy przyczyn może być kilka.
Czy to może być wydmuchana uszczelka pod głowicą?
Z góry dziękuję za odpowiedzi. Zaznaczam że ze mnie mechanik jak z koziej d..y trąba więc i tak warsztat murowany, ale chciałbym wiedzieć czy jest sens próbować go odpalić czy od razu na hol? Żebym go nie zatarł albo co.
Tylko najpierw akumulator naładuję bo rano tak uparcie próbowałem że go zarżnąłem.
Edit:
Rozrząd zmieniany niecały rok temu, filtr paliwa miesiąc temu, bąbli powietrza w wężykach brak. Elektryka sprawna (w ogólnym znaczeniu - szczegółowo to sie nie znam - jakieś elektrozawory czy coś). Innych płynów nie ubyło, w chłodziwie brak tłustych oczek. Nigdy z parafiną nie miałem problemów. Teraz też chlapnąłem uszlachetniacza a mróz nie przekraczał -4'C.
Edit2:
Zapomniałem wspomnieć że świece były wymieniane daaaawno, czy to może być składową problemu?
Tylko skąd ubytek oleju...
Edit3:
Czy można próbować palić na pych bez obawy o uszkodzenie czegoś?