Więc tak, dziś przymierzyłem się do wymiany uszczelki pod głowicą bo ciekł mi płun z pod uszczelki na zimnym silniku, poluzowałem śruby głowicy i rolkę napinacza paska rozrządu, ale pasek nie był ruszany, został na swoim miejscu. Z godziny na godzinę coraz bardziej się zniechęcałem bo nie miałem dobrych narzędzi dzięki którym mógłbym sprawnie odkręcić kolektory więc postanowiłem wszystko złożyć do kupy. Jedyne co zauważyłem to słabo dokręcona śruba głowicy więc mocno wszystkie poskręcałem według prawidłowego schematu.
A teraz problem. Auto prawie wcale nie pali. Żeby zapaliło trzeba trzymać gaz na maksa wciśnięty to może załapie ale i tak nie na wszystkie gary. Muli tak na niskich obrotach aż w końcu gaśnie. Przy puszczonym pedale gazu nie odpala. Raz tak się zdarzyło że jakimś cudem odpalił i powoli puszczałem pedał gazu aż obroty wskoczyły na 2k i wtedy normalnie mogłem operować pedałem gazu, puściłem pedał gazu - obroty 800 czyli ok, więc poszedłem zobaczyć pod maskę bo coś piszczało, nic nie dotykałem a tu obroty stopniowo coraz bardziej zaczęły spadać aż zgasł i sutuacja znowu sie powtarzała z przedtem.
Iskra na świecach sprawdzona, paliwo jest (benzyna), płyn jak i olej jest, przewody do wtrysku podłączone poprawnie, jak i do czujników. Załamuje już ręce, chciałem dobrze a zrobiło sie jeszcze gorzej. A i jak jest ten moment zapłonu, kontrolki sie swiecą, zapalam silnik i jak wchodzi ledwo na obroty, kontrolki się gaszą to jednocześnie spada z obrotów.
Pomóżcie
